W końcu moja matka nie jest wieczna, ale muszę jakoś żyć. Mój mąż nie mógł znieść tego, że zabrałam mamę do domu i postanowiłam, że to ja się nią zajmę. W końcu kto inny miałby to zrobić? Gdzie oddać starszą matkę, która jest chora i nie radzi sobie sama z życiem?

Mój mąż początkowo to tolerował. Ale było oczywiste, że czuł się z tym wszystkim nieswojo. Zaczął później wracać do domu i zostawać do późna w pracy. Potem zauważyłam, że stale komunikuje się z kimś na portalach społecznościowych. Później dowiedziałam się, że była to inna kobieta.

Wszystko zaczęło się od zwykłej komunikacji, od narzekań na mnie, na to, że sprowadziłam do mieszkania moją starszą matkę, a teraz nie ma w nim żadnego życia. Wspierała mojego męża, po prostu była przy nim, kiedy potrzebował rozmowy. W końcu, w ferworze kolejnej kłótni, odszedł. Złożył pozew o rozwód.

Dzieci zdecydowały się zostać w hotelu na jakiś czas. W domu stało się to dla nich nie do zniesienia, jak powiedział mi syn. Co tu patrzeć na wiecznie narzekającą babcię, która jest w demencji, nie pamięta ich, czasem robi niezbyt miłe rzeczy...

Oni po prostu nie chcą. I tak zostałam sama. Straciłam rodzinę, męża, dzieci wyprowadziły się z mieszkania. Nie wiem, co robić. Nie wiem, jak dalej żyć. Chcę po prostu żyć trochę dłużej. Okazuje się, że ratując matkę, zniszczyłam własną rodzinę. Tak trudno to sobie uświadomić. Ciekawe jest to, że w takiej sytuacji nie wiesz, co jest słuszne.

Nie wiesz, co zrobić, żeby to naprawić. Nie powinienem był zabierać mamy do domu? I jak miałbym żyć z tym grzechem na duszy? Ale w końcu, bez grzechu, ale bez rodziny, bez własnego życia. Zostałam nawet zwolniony z pracy, ponieważ zawsze brałam wolne i chodziłam z taką miną, że wyglądałam, jakby ktoś umarł...

Zerknij: Maria z "Sanatorium miłości" oceniła działania rządu dotyczące powodzi. Poszła o krok za daleko

O tym się mówi: Dziewięć godzin czekał na ratunek. Wokół niego szalał żywioł. Poruszająca relacja