Moja synowa zjada całe jedzenie z lodówki. Nic nie zostaje. A my jesteśmy winni. Kiedy ona i mój syn postanowili zamieszkać z nami, wydawało się, że to będzie tymczasowe. Mieliśmy ich wesprzeć na początku, zanim znajdą własne mieszkanie. Ale minęły miesiące, a sytuacja tylko się pogarsza.


Z początku cieszyłam się, że mam bliskich pod jednym dachem, ale szybko zrozumiałam, że ten spokój nie potrwa długo. Synowa zaczęła sięgać po nasze zakupy bez słowa. Gdy gotowałam obiady, zawsze pierwsza siadała do stołu i nakładała sobie największe porcje, jakby to jej się wszystko należało. Po obiedzie lodówka była pusta, a kiedy wieczorem chciałam zrobić kolację, odkrywałam, że nie ma ani mleka, ani jajek, nawet masła. Zniknęło wszystko, co mogłoby posłużyć nam na następny dzień.


Próbowałam porozmawiać o tym z synem, ale on wzrusza ramionami, twierdząc, że „to normalne” w rodzinie. "Przecież jesteśmy jedną rodziną" – mówi, jakby nie widział problemu. A jednak codziennie to ja muszę biegać do sklepu, wydawać pieniądze na jedzenie, które znika szybciej, niż zdąży dojść do lodówki. A kiedy próbuję wyrazić swoje zdanie, synowa zaczyna robić mi wyrzuty. "To twoja wina, że nie kupujesz wystarczająco dużo! Co ja mam jeść?"


Każdego dnia czuję, jak nasza rodzina powoli się rozpada przez to napięcie. Jest mi ciężko zrozumieć, dlaczego z synowej, której kiedyś ufałam, teraz wyłania się ktoś, kto tylko wykorzystuje naszą gościnność.


To też może cię zainteresować: Tama się załamała, zalewając wszystko. Domy lecą w gruzy


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Most się załamał, miasto tonie. Ratownicy walczą z czasem