Gdy potrzebna była moja pomoc, byłam dobrą teściową. Każdego dnia starałam się być wsparciem dla mojej synowej, bo przecież to ona miała moje ukochane wnuki. Zawsze byłam gotowa pomóc. Odbierałam dzieci ze szkoły, gotowałam obiad, a nawet pomagałam finansowo, gdy syn i synowa mieli trudniejsze chwile. Robiłam to z serca, bo uważałam, że rodzina powinna być dla siebie nawzajem.


Jednak wszystko zmieniło się, kiedy ja potrzebowałam pomocy. To było zimą, kiedy zachorowałam. Zwykła grypa przerodziła się w coś poważniejszego, lekarz zalecił mi odpoczynek. Wtedy po raz pierwszy poprosiłam synową, by pomogła mi przez kilka dni – wystarczyło, żeby zrobiła dla mnie zakupy i przyniosła lekarstwa.


Odpowiedź, którą usłyszałam, zabolała mnie bardziej niż jakakolwiek choroba.


„Nie mam czasu na takie rzeczy, mam swoje życie. Dlaczego syn nie może ci pomóc? Zawsze coś ode mnie wymagasz!” – krzyczała przez telefon, jakby wszystko, co dla niej zrobiłam, nie miało żadnego znaczenia.


Syn, niestety, milczał. Zawsze unikał konfliktów, a ja czułam, że zostałam całkowicie sama. To był moment, kiedy zdałam sobie sprawę, że cała moja dobroć, cała pomoc, którą dawałam, była niewidoczna dla kogoś, kogo tak bardzo wspierałam.


Tej nocy nie mogłam spać. Wszystko, co zrobiłam, wydawało się teraz bezwartościowe. Czy naprawdę byłam dla nich tylko służącą, która jest dobra, kiedy potrzebują, ale niewarta uwagi, kiedy sama jest w potrzebie?


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja teściowa obwinia moją mamę, że nie dopilnowała jej rozpasanej córki": Uważa, że to jej obowiązek opiekować się córką swatów


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Córka mojego męża straciła matkę w wieku 15 lat": Zamieszkała z nami. I to jest prawdziwy horror