Przez ostatnie dziesięć lat, każdy dzień rozpoczynał się i kończył w ciszy, której nigdy wcześniej nie znałam. Moja córka, która kiedyś była moją największą radością, moim światłem, nagle zniknęła z mojego życia. I choć nie opuściła miasta, a nawet naszej ulicy, to oddaliła się ode mnie w sposób, który trudno mi zrozumieć.


Pamiętam ten dzień, kiedy po raz ostatni ze sobą rozmawiałyśmy. Była zima, śnieg pokrywał chodniki, a my stałyśmy w kuchni, spierając się o coś, co teraz wydaje się tak błahe, że nawet nie potrafię sobie przypomnieć, co to było. To była zwykła, codzienna kłótnia – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Nigdy bym nie pomyślała, że te słowa, które padły tamtego dnia, zamkną przed mną drzwi do jej świata na zawsze.


Mijały dni, tygodnie, a potem miesiące, a ona nigdy nie zadzwoniła. Nigdy nie przyszła. A ja, zbyt dumnie, żeby pierwsza wyciągnąć rękę, czekałam, wierząc, że w końcu wróci, że zrozumie, że nasza więź jest silniejsza niż cokolwiek, co mogłoby nas rozdzielić.


Czekałam dziesięć lat.


W tym czasie widziałam ją tylko z daleka. Czasem przechodziła obok mojego domu, spiesząc się na autobus, trzymając za rękę swoje dzieci – moje wnuki, które nawet mnie nie znają. Innym razem zauważyłam ją w sklepie, gdzie stała w kolejce, ale szybko wyszła, gdy tylko mnie zobaczyła. Serce mi pękało, ale nie miałam odwagi zrobić pierwszego kroku.


Mieszka na tej samej ulicy, zaledwie kilka domów dalej. Codziennie przechodzę obok jej domu, patrząc na okna, w których czasem widzę jej cień, a czasem widzę jak bawi się z dziećmi na podwórku. Nigdy jednak nie przeszłam przez tę krótką drogę, by zapukać do jej drzwi. Może dlatego, że bałam się, że nie zostanę wpuszczona, a może dlatego, że obawiałam się, co mogłabym usłyszeć.


Każda chwila, każdy mijający dzień pogłębiało moje poczucie straty. Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Nie wiem, co mogłabym powiedzieć, żeby wszystko naprawić. Zamiast tego żyję z tą ciszą, która stała się częścią mojego życia, podobnie jak jej brak.


Czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek znów usłyszę jej głos. Czy kiedykolwiek znów przytulę moje wnuki. Czasem mam wrażenie, że nawet gdyby mnie potrzebowała, to i tak by nie przyszła. Może już za późno, by cokolwiek naprawić. Ale dopóki żyję, dopóki chodzę po tej ulicy, będę czekać – bo nie potrafię przestać wierzyć, że któregoś dnia to wszystko się zmieni.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Żona nie gotuje i nie sprząta. W domu panuje bałagan": Twierdzi, że ma obowiązki zawodowe, a ja siedzę w domu i mogę to robić


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Maryla Rodowicz rozczarowana. Skomentowała brak zaproszenia na festiwal do Sopotu