Dzieje się tak z oczywistych przyczyn, na które nie mamy wpływu. Przypadkowość różnych zdarzeń i sytuacji wynika z faktu, że spotkania na żywo z różnymi ludźmi generują różne zachowania, reakcje i wydarzenia.
Nic zatem dziwnego, że programy śniadaniowe cieszą się ogromną popularnością. Naturalna spontaniczność oparta na scenariuszu programu, przybliża prowadzących do widzów, którzy widzą na ekranach swoich telewizorów, że dziennikarze są także ludźmi, popełniającymi błędy istotami, dającymi się porwać emocjom pracownikami.
Marcin Prokop nie wiedział, że widzowie to usłyszą
Wyświetl ten post na Instagramie
Widzieliśmy już nieudaną sztuczkę magiczną, która skończyła się wbitym w dłoń prowadzącej gwoździem, zęby wypadające dziennikarce podczas wywiadu ze starszym panem, odgrywanie ataku paniki, nieudany taniec na stole i wiele innych mniej lub bardziej zabawnych wpadek pracowników telewizji. Jednak tym razem sprawa dotyczy małego zagubienia w kolejności wejść na żywo...
W poniedziałkowym "DDTVN" Dorota Wellman i Marcin Prokop nie spodziewali się, że goszczący tego dnia w kuchni Patryk Galewski będzie katalizatorem wpadki Marcina. Jak to bywa w programach śniadaniowych, na początku prowadzący witają się z widzami, witają gości i zapowiadają "rozkład jazdy" na dane wydanie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Gdy trwał filmik zapowiadający treści zaplanowane w programie, Patryk Galewski przywitał się zbyt wcześnie z widzami...
"Słyszymy, że gdzieś tam w tle kołacze się wielkie serce Patryka Galewskiego, który skończył kurs, bo robi hot dogi" — rozpoczął zapowiedź Marcin Prokop.
"Dzisiaj Patryk będzie robił hot dogi. Zobaczmy, co w dzisiejszym programie" — uzupełniła Dorota Wellman.
Patryk Galewski niestety nie wychwycił drugiego zdania prowadzącej i zaczął witać się z widzami programu. Marcin Prokop postanowił szybciutko skorygować kolegę, jednak nie wiedział, że wciąż jest na antenie.
"Wara, jeszcze nie" - powiedział prowadzący do gościa w kuchni, czym zakończył ewentualną eskalację pomyłki.
Nie przegap: Ostatnie chwile Marzeny Kipiel-Sztuki. "Paździochowa" ujawnia, co się wydarzyło