Z jednej strony rozumiem gadanie moich znajomych. Anna, moja córka, ma dopiero dwadzieścia lat, jej chłopak Mikołaj jest w tym samym wieku. Sami muszą jeszcze dorosnąć, nauczyć się i zrozumieć życie. A tu zostali rodzicami.
To nie jest nic strasznego, że młodzi ludzie mają dziecko. Straszne jest to, że nie mając stałego dochodu i swojego kąta. To straszne, że oni, dając światu nowe życie, we wszystkim polegają na swoich rodzicach.
Para mieszka z dzieckiem, czasem ze mną, czasem z rodzicami Mikołaja. Czasem narzeczony mojej córk ma szczęście i przyniesie pieniądze do domu, czasem Anna przyjmie duże zamówienie i trochę zarobi. Jednocześnie córka ma takie prośby, jakby urodziła się ze złotą łyżką w ustach. Na przykład wózek i łóżeczko. Zaproponowałem im, żeby kupili używane, ale Anna odmówiła.
Mówią, że ich dziecko nie będzie spało na cudzych rzeczach. Chociaż wózek jest w doskonałym stanie i znanej włoskiej marki. Nawet nie widać, że ktoś z tego korzystał! Nie, daj im to, co najlepsze. Pieluchy mają być tylko najdroższe. Pajacyki i kombinezony - tylko z metkami i tylko znanych marek. Wózek, łóżeczko i paczkę ubranek dla dziecka kupiłam za własne pieniądze od koleżanki, której w zeszłym roku urodziła się wnuczka.
Moja córka parskała i długo marszczyła nos. "Celowo chcesz, aby nasze dziecko miało najgorsze rzeczy?" – Anna mnie upomniała. Milczałam. Starłam się być wyrozumiała, ale kiedy Ania oświadczyła, że da dziecku wyłącznie mleko modyfikowane (oczywiście najdroższe), oburzyłam się.
Zagroziłam jej, że nie dostanie już ode mnie ani grosza, jeśli przestanie karmić dziecko piersią. Córka krzyczała przez kilka godzin, po czym ucichła. Nie rozumiem mojej córki i jej narzeczonego. Postawią wózek na balkonie, jakby to miało zastąpić dziecku spacer. A oni sami siedzą przy komputerze i to przez kilka godzin.
A ostatnio moja córka zaczęła mi wyrzucać, że nie spędzam czasu z wnuczką i nie pomagam im przy dziecku.
Kiedyś córka zarzuciła mi, że to moja wina, że urodziła tak wcześnie, bo ja sama ją urodziłam w wieku 20 lat. Z oburzenia usiadłam na krześle. Mówię, wszystko się zgadza, ja też urodziłam cię w wieku dwudziestu lat, ale odkąd byłaś nastolatką, mówiłam ci, że przede wszystkim powinnaś pomyśleć o studiach. Najpierw powiedziałem, zdobądź wykształcenie, a potem pomyśl o narzeczonych.
"Zapomniałaś, że mieszkaliśmy z twoim ojcem w akademiku, bez rodziców i bez nikogo. Nikt nam nie pomagał, nie kupował łóżeczek i wózków, nawet dziecięcych. Po nocnych karmieniach pobiegłem się uczyć i nie spałem aż do lunchu, tak jak ty" - odpowiedziałam mojej córce.
"A wy oboje po prostu siedzicie na swoich telefonach i laptopach. Po prostu czekasz, aż ktoś zaopiekuje się Twoim dzieckiem. Na co liczyłaś? Czas dorosnąć, sama jesteś już matką i nadal zachowujesz się jak nastolatka" - wyrzuciłam z siebie.
Córka poczuła się urażona i zapowiedziała, że jej noga nigdy nie postanie już w moim domu. Zabrała rzeczy i pojechala do matki Mikołaja. Tam oczywiście opowiedzieli szczerą historię o tym, jaka byłam zła, bo wypędziłam nieszczęsnych młodych ludzi na zimno, boso, z dzieckiem na rękach.
Oczywiście, rodzice Mikołaja od razu do mnie zadzwonili, żeby powiedzieć mi, jak nikczemna jestem. "Skoro jestem taka zła, to wy zajmijcie się wychowaniem zarówno młodych rodziców, jak i ich syna. Noście je w ramionach, rozpieszczajcie wszystkim. A ja z daleka zobaczę, co przyniesie twoje wychowanie i jak mocno Anna i Mikołaj zajdą ci za skórę. Poczekaj, dadzą ci kolejnego wnuka. Wtedy zrozumiesz, ale będzie już za późno" - rzuciłam.
Potem wysłałam córce wiadomość, że "twoje dziecko, twój problem. Radź sobie sama".
Myślicie, że dobrze zrobiłam?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Teściowa powiedziała młodym, że wkrótce się do nich wprowadzi": Po tej rozmowie synowa zbladła
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Agnieszka Woźniak-Starak w ogniu krytyki. Prowadząca wpadła w ogromne tarapaty
O tym się mówi: Jolanta Kwaśniewska przeszła samą siebie. Wszystkie spojrzenia były zwrócone tylko na nią. Zdjęcia obiegły sieć