Tak się złożyło, że pewnego dnia po śmierci bliskiej osoby stałam się posiadaczką całkiem ładnego, jednopokojowego mieszkania. Sama mieszkam w ładnym domku podmiejskim, który kiedyś kupił mój mąż biznesmen.
Dowiedziawszy się o mojej nowej nieruchomości, jako osoba praktyczna, poradził mi, abym nie spieszyła się ze sprzedażą, ponieważ cena nieruchomości zawsze rośnie i także uzyskać określony dochód z mieszkania wynajmując je. To prawda, że mój mąż był nie tylko osobą praktyczną, ale i bardzo zajętą, więc wszystkie kłopoty związane z wynajmem spadły na mnie.
Ponieważ mieszkanie znajdowało się w niezbyt prestiżowej okolicy, postanowiłem zwiększyć jego atrakcyjność (i jednocześnie cenę wynajmu) dokonując w nim dobrego remontu.Pokój zaczął wyglądać schludnie, a nawet stylowo.
O tym, ilu kandydatów musiałam przesłuchać, nie będę długo mówić. Ostatecznie wybrałam młodą i, jak mi się wydawało, sympatyczne małżeństwo, które zapewniało mnie, że nie planuje mieć dzieci, ani zwierząt.
Miła para starannie wpłaciła kaucję za trzy miesiące z góry. Umówiliśmy się, że będę przychodziła mniej więcej raz w miesiącu na pomiary liczników. Powiedzieli, że w przyszłości byliby nawet gotowi kupić ode mnie to mieszkanie. Ucieszyłam się.
Po około trzech tygodniach zdecydowałem się odwiedzić tę parę, aby dowiedzieć się, jakie jest zużycie energii elektrycznej i wody. Zadzwoniłem wcześniej i uprzedziłem o mojej wizycie. Nie weszłam wtedy do mieszkania. Lokator czekał na mnie przy wejściu czekał i wręczył mi kartkę z informacją o liczniku.
Wyjaśnił, że jego żona jest chora i teraz śpi, więc nie ma potrzeby jej przeszkadzać. Wierzyłem w to. Za drugim razem przyszłam bez wcześniejszego informowania o swojej wizycie.
W mieszkaniu powitano mnie z przerażeniem. Dwoje małych dzieci biegało po pokoju z jakimś zwierzęcym rykiem. Tapeta została pomalowana w dostępnych miejscach za pomocą pisaka. Klamka do drzwi łazienki została wyrwana, a na parapecie stał ogromny szary kot z wyłupiastymi oczami. Zapach moczu roznosił się po całym mieszkaniu. - albo kot, albo dzieci dały z siebie wszystko...
Nie będę mówił o awanturze, jaka wybuchła. Młodzi ludzie dość bezczelnie oświadczyli, że do końca już opłaconego okresu nigdzie się nie wyprowadzą i nie zapłacą odszkodowania za zniszczone tapety, podarte klamki itp., bo to wszystko wiąże sie ze zwykłym korzystaniem z lokalu.
Zdecydowałam się sprzedać mieszkanie. Wolę już nie ryzykować, że przytrafi mi się coś podobnego!
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Zatrzymałem się na drodze, starsza pani i poprosiła, żebym ją podwiózł": Ten dzień zmienił moje życie
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Na ulicach Warszawy pojawiły się luksusowe limuzyny hierarchów kościelnych. Trwa plenarne zebranie Konferencji Episkopatu Polski. Bogactwo aż kapie