Praca w domu dziecka okazała się dla mnie ciężarem nie do zniesienia. Każde dziecko, które pojawiało się w placówce, poruszało mnie. Martwiłam się o każde z nich, starając się zadbać o to, żeby czuło, że zależy mi na nim. Wychodziłam z pracy wycieńczona psychicznie i emocjonalnie, zastanawiając się, dlaczego w ogóle zdecydowałam się na tę pracę.
Mój mąż mówi ciągle, żebym rzuciła tę pracę, podobnie, jak inni moi bliscy. Widzą, że zawsze, gdy wracam z pracy, płaczę, ale ja nie mogę po prostu rzucić pracy. Jak mogłabym zostawić te biedne dzieci, które już doświadczyły największej krzywdy, jaką jest brak kochającego domu.
Ciągle zadaję sobie pytanie, czy jest w placówce ktoś, kto byłby w stanie pokochać te dzieci, tak mocno, jak ja. Odpowiedź na to pytanie nie pozwala mi zrezygnować, ale nie chcę wam mówić o tym, jak jest mi ciężko. Chciałam opowiedzieć wam historię jednego z dzieci.
Właśnie kończyłam zmianę, kiedy dostaliśmy informację o rocznym chłopcu, który stracił oboje rodziców w wypadku samochodowym. On sam wyszedł z wypadku bez szwanku. Niestety nie miał krewnych, którzy mogliby się nim zająć. Postanowiłam zostać dłużej. I pojawił się. Mały blondwłosy chłopiec wydawał się z jednej strony zaciekawiony, z drugiej przestraszony. Na początku nie płakał.
Wyciągnęłam do niego rękę, a on rzucił mi się w ramiona i wybuchnął głośnym płaczem. Jakby dotarło o niego to, że stracił oboje swoich rodziców i został sam jeden na całym świecie. Postanowiłam z nim zostać. Poczytałam mu bajkę i wreszcie zasnął. Poświęcałam mu dużo uwagi, bo z jakiegoś powodu uspokajał się tylko przy mnie.
„Nie przywiązuj go tak do siebie, on jest sierotą” – karciły mnie koleżanki.
I w końcu przełożeni uznali, że nie nadaje się do tej pracy. Poświęcałam za dużo uwagi dzieciom, czym ich zdaniem próbowałam pokazać, że jestem lepsza od innych pracowników. Nie mogłam pojąć, jak mogli mówić coś takiego. Zależało mi tylko na tym, żeby pomóc dzieciom, które straciły bliskich. Chciałam im dać choć odrobinę miłości, na którą zasługiwali.
Nie żałowałam, że mnie zwolniono z pracy. Żałowałam dzieci, które zostawiam. Najbardziej szkoda było mi rocznego maluszka, który z miejsca podbił moje serce. Mój mąż, widząc stan w jakim byłam, zaproponował, żebyśmy go adoptowali. Tak zrobiliśmy. Wiem, że nie mogę pomóc wszystkim dzieciom, ale cieszę się, że mogłam odmienić świat przynajmniej mojego synka.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Syn i synowa wyrzucili matkę na mróz. Przed odejściem zrobiła coś, co zapamiętają do końca życia
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Burzliwe sceny na wiecu Tuska. Krzyki i przekleństwa rozpoczęły awanturę
O tym się mówi: Katarzyna Dowbor i Filip Antonowicz zaliczyli kolejną wpadkę w "Pytaniu na Śniadanie". Fragment programu stał się hitem internetu