Moja synowa jakiś czas temu zaczęła szukać pracy i się udało. Pracuje teraz w firmie zajmującej się sprzątaniem biur i mieszkań. Nie sądzę, żeby ta praca była gorsza od innych i nie dlatego mam do niej obiekcje. Jedyny problem jest taki, że żona mojego syna przywraca porządek mieszkaniom innych osób, a o swój dom w ogóle już nie dba.
Kiedy ostatnio ich odwiedziłam, miałam wrażenie, że trafiłam do chlewu, a nie do miejsca, w którym wychowuje się małe dziecko. Mój syn i synowa mają małą córkę. Kiedy Marina była na urlopie macierzyńskim zamknięto jej poprzednią firmę. Mój syn pracował na dwa etaty, żeby zająć się rodziną.
Nie mogłam im regularnie pomagać, bo opiekują się moim chorym mężem. Przeszedł udar i jest całkiem ode mnie zależny. Nie mogłam ich też wspomagać finansowo, bo moje świadczenie nie tylko nie jest wysokie, ale jego lwią część pochłaniają leki dla mojego męża.
Dlatego wszyscy z ulgą odetchnęliśmy, gdy synowej udało się znaleźć pracę. Warunki jej zatrudnienia były całkiem dobre. Pracowała maksymalnie 6 godzin dziennie, choć czasem udawało jej się skończyć wcześniej. Do tego płacili jej całkiem przyzwoicie.
Kilka tygodni po rozpoczęciu pracy, synowa zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym zajęła się wnuczką, bo dostała gorączki i nie mogą jej wysłać do przedszkola. Umówiłam się z nią, że przyjadę do nich, żeby nie ciągnęli chorego dziecka po mieście. Moja synowa nie była specjalnie zadowolona z mojej propozycji, próbowała przekonać mnie, że może lepiej będzie, jeśli ją przywiezie do mnie.
W końcu jednak się poddała. Kiedy weszłam do jej domu, już wiedziałam, z jakiego powodu podjęli właśnie taką decyzję.
Wcześniej nie mogłam niczego zarzucić mojej synowej. Bardzo dbała o dom. Zawsze było w nim czysto. Regularnie gotowała obiady, piekła ciasta. Niestety tamtego dnia nie rozpoznałam domu syna i synowej. W zlewie piętrzył się naczynia, kafelki w kuchni i łazience były brudne, na ścianach widać było pajęczyny. Z podłogi co rusz zbierałam jakieś brudne skarpetki.
„Nie jest ci wstyd?! Zrobić w domu taki bałagan!” – powiedziałam jej, kiedy wróciła do domu.
„Ja zrobiłam? Przypominam ci, że mieszka tu również twój syn. Nie chce mi pomagać w obowiązkach, a ja nie mam zamiaru wszystkiego brać na siebie. Ja też pracuję! Do tego to ja głównie zajmuję się dzieckiem!” – odpowiedziała mi synowa.
Moja synowa stwierdziła, że podzieli domowe obowiązki na pół. Nie chcę bronić syna, ale on pracuje po 12 godzin dziennie, a o ona poświęca na pracę połowę mniej czasu. Zresztą, nawet jeśli podzielili się obowiązkami na pół, wcale nie odnosiłam wrażenia, że moja synowa wywiązywała się ze swoich obowiązków.
Opuściłam ich dom w złym humorze. Nic nie powiedziałam synowi, bo obiecałam mu zaraz po ślubie, że nie będę się w nic wtrącała. Jeśli jednak pytacie mnie o zdanie, jestem pewna, że lepiej byłoby, gdyby moja synowa nie pracowała, tylko zajęła się domem tak, jak należy!
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Nie zamierzam karmić twojej biednej, dużej rodziny", powiedział mi mój mąż
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Anna z „Rolnik szuka żony” ma dość nieustannego poruszania sprawy dzieci Jakuba. Uczestniczka programu z ostrą odpowiedzią na niestosowne pytania