Po ślubie z moim mężem zamieszkaliśmy z teściową. Nie była to łatwa decyzja, ale nie miałam innego wyjścia. Wszystko odbywało się zgodnie z jej zasadami, do których bezwzględnie musiałam się stosować. Teściowa w ogóle nie brała pod uwagę tego, co lubię, co mi się podoba, czy smakuje. Miało być tak, jak ona chciała.
Nieco inaczej było, kiedy zaszłam w ciążę. Wtedy teściowa starała się stawiać moje potrzeby na pierwszym miejscu. Być może przypomniała sobie, jak sama była w ciąży i stąd jej pełne empatii podejście.
Przez te 9 miesięcy byłam na prawdziwych wakacjach. Nic nie musiałam robić, gotowała mi wszystko, na co miałam ochotę. Najlepszy czas w moim życiu, także dlatego, że w miarę dobrze znosiłam ciążę, a nasz synek rozwijał się prawidłowo. Wszystkim żyło się nam dużo lepiej.
Wszystko rozsypało się po tym, jak urodził się synek. Był zdrowy i silny. Zwracał na siebie uwagę, nie tylko aktywnością, ale także płomiennie rudymi włosami. Trochę mnie to zaskoczyło, ale uznałam, że gdzies gen rudych włosów musiał występować w mojej rodzinie, albo rodzinie męża. Niestety tylko ja tak myślałam.
Kiedy teściowa po raz pierwszy zobaczyła wnuka, od razu zarzuciła mi zdradę, nie zważając na otaczających nas ludzi.
"Czyje to dziecko?" - rzuciła teściowa w obecności moich przyjaciół, rodziców i rodzeństwa. Widziałam po minie męża, że i on czeka na odpowiedź.
Kiedy goście wyszli, stało się jasne, że moja teściowa zaraziła syna swoimi podejrzeniami i oboje oskarżają mnie o niewierność. Tłumaczyłam im, że dziecko jest nasze, ale oni mi nie wierzyli. Mąż zaczął się ode mnie odsuwać. Brał dodatkową pracę, wyjeżdżał w delegacje.
Gdy męża nie było w domu, przeżywałam koszmar, bo teściowa traktowała mnie jak największe zło. Co krok słyszałam, że musiałam doprawić jej synowi rogi i zmuszam go do wychowywania bękarta.
Od narodzin mojego synka minął rok. Poszłam z maluszkiem na spacer, a kiedy wróciłam do domu teściowej, zastałam rzeczy moje i dziecka przed drzwiami. Nie zamierzałam się awanturować. Zadzwoniłam po ojca, żeby mnie odebrał.
Z domu zadzwoniłam do męża, który był wówczas na delegacji. Powiedział, że wszystko wyjaśni. Wrócił po mnie i powiedział, że mogę wrócić z nim do matki. Nie zgodziłam się. Powiedziałam, że albo zamieszkamy w wynajętym domu, albo się rozwiedziemy.
Zaproponowałam mężowi wykonanie testów DNA, które raz na zawsze rozwieją wątpliwości. Zgodził się. Kiedy przyszły wyniki nie minął tydzień, a już mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu z dala od teściowej.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. To dzięki mojej matce zrozumiałam, że nigdy nie chcę mieć dzieci. Dzięki temu dziś jestem szczęśliwa
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Była partnerka Matthew Perry'ego zabrała głos na temat jego niespodziewanego odejścia. "Jest wiele rzeczy, które mi nie pasują"