Kiedy po raz pierwszy przyszłam do teściowej na obiad, przeżyłam spory szok. Nie byłam pewna, co właściwie nam zaserwowała. Było coś, co przypominało omlet. Były też naleśniki z dodatkami, których nie byłam w stanie nawet rozpoznać.

Gotowanie/YouTube @TTV
Gotowanie/YouTube @TTV
Gotowanie/YouTube @TTV

"Smaczne?" zapytała mnie, a ja tylko skinęłam głową, bo nie chciałam jej urazić.

"A z czym są naleśniki?" postanowiłam zapytać, choć nie byłam pewna, czy na pewno chcę wiedzieć.

"Dodałam tam wszystkiego po trochu. Ryż został mi z soboty, podobnie jak warzywa" odpowiedziała.

Ja też byłam za oszczędzaniem, ale to było dla mnie zdecydowane przegięcie. Dodała do naleśników coś, co miało kilka dni?! Czy nie lepiej gotować mniej, a świeże potrawy? Nie zadałam jej tego pytania, ale postanowiłam, że nie będę tak karmiła swojego męża.

"A ty gotujesz codziennie?" zapytała mnie po chwili teściowa, a ja potwierdziłam.

"Szkoda na to czasu. Jak gotuje barszcz, to od razu na pięć dni. Makaron robię na trzy dni. Jak mi coś zostaje, to jeszcze coś z tego wymyślę. Dzięki temu mam czas dla siebie" powiedziała.

Gotowanie/YouTube @TTV
Gotowanie/YouTube @TTV
Gotowanie/YouTube @TTV

Nie rozumiałam tego. Było ich tylko troje, a i tak gotowali ilości, jak dla wojska, żeby tylko na dłużej wystarczyło. Nie byli też biedni i spokojnie mogliby sobie pozwolić na gotowanie codziennie lub co dwa dni czegoś innego.

Kiedyś zapytałam ukochanego, czy jego mama tak zawsze gotowała, odpowiedział mi, że tak. Przyznał też, że nie przepada za jej potrawami, bo niektóre po 4-5 dniach smakują ohydnie. Obiecałam mu, że w naszym domu będzie inaczej.

Po ślubie wpadła do nas teściowa. Zajrzała do mojej lodówki i spytała, czy nic nie mam na obiad. Powiedziałam, że właśnie obrałam ziemniaki i biorę się za kotlety. Spojrzała na składniki i zapytała, czy oszalałam.

"Przecież tyle wystarczy wam ledwo na dziś" powiedziała.

To jej nie przekonało. Stwierdziła, że powinnam ugotować więcej ziemniaków i zrobić z nich za dwa dni zapiekankę z cebulką i boczkiem.

"A co zrobiłaś z wczorajszym makaronem?" zmieniła temat.

"Została łyżka, nie było sensu zostawiać".

"Wyrzucasz do śmieci pieniądze, na które ciężko pracuje mój syn. Wstyd" powiedziała z przyganą w głosie i wyszła.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Kobieta po 46 latach poznała rodzinną tajemnicę. W jej odkryciu pomogła jej wizyta u wróżki

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Proste patenty na odżywienie roślin uprawnych w lipcu. Dzięki nim ogórki, pomidory, czy papryka będą w dobrej kondycji

O tym się mówi: 2,5-letni chłopiec przyjechał do dziadków na wakacje. Nagle zniknął z podwórka. Poszukiwania dziecka nadal trwają