Na jednym z cmentarzy w województwie lubuskim doszło do skandalicznej sytuacji, gdy po kilkudziesięciu godzinach od pogrzebu 56-latka, opłakujący go najbliżsi odnaleźli urnę z jego prochami poza miejscem pochówku.

Skandal, który może zakończyć się brakiem kary dla winowajców?

W miejscowości Lubniewice bliscy, pochowanego zdawałoby się, niedawno Jana Koska przeżyli ogromny szok, gdy po kilkudziesięciu godzinach od uroczystości pogrzebowych odnaleźli urnę z jego prochami stojącą na sąsiednim pomniku.

Funkcjonariuszy miejscowej komendy policji poinformował chrześniak Jana Koska, który odkrył, że jego chrzestny nie został jednak pochowany. Rodzina nieboszczyka od razu nawiązała kontakt z firmą pogrzebową, oraz księdzem, którego poproszono o powtórzenie ceremonii - To był dla mnie po prostu szok! Już jakoś zdążyłam oswoić się z myślą o śmierci męża, a tu coś takiego! Mój siostrzeniec zobaczył, że urna z prochami jego wujka stoi na sąsiednim pomniku z tyłu - opowiedziała telewizji wdowa.

Prowadzący firmę pogrzebową, która odpowiadała za pochówek, nie przyznaje się do odpowiedzialności za skandaliczną sytuację, twierdząc, że ktoś po prostu musiał wyjąć urnę na zewnątrz po ceremonii pochówku. Obecnie ustalane jest, czy miało miejsce wykroczenie, jednak nie jest wiadome, czy sprawa ta jest rozwojowa.