Mirella ze Świętochłowic przez blisko trzy dekady była uwięziona we własnym domu. Zaginęła jako nastolatka, a odnaleziono ją dopiero w 2025 roku — wychudzoną, z ranami na ciele, pozbawioną dokumentów i kontaktu ze światem. Wydawało się, że wreszcie odzyskała wolność. Niestety, jak ustalił „Fakt”, kobieta ponownie wróciła do mieszkania, w którym spędziła większość życia w izolacji.
Zaginęła jako nastolatka. Nikt nie podejrzewał prawdy
Historia Mirelli zaczęła się w 1997 roku. Miała zaledwie 15 lat, kiedy nagle zniknęła. Rodzice przekonywali sąsiadów, że wyjechała do rodziny lub wróciła do biologicznych opiekunów. Nikt nie wątpił w ich słowa — dziewczyna po prostu przestała istnieć w świadomości ludzi.
Dopiero 29 lipca 2025 roku prawda wyszła na jaw. Policja, wezwana przez zaniepokojonych sąsiadów, odkryła w jednym z mieszkań skrajnie wychudzoną kobietę. Okazało się, że to zaginiona przed laty Mirella.
– Wyglądała jak staruszka. Miała rany na nogach, była wycieńczona i przestraszona. W dzieciństwie bawiłyśmy się razem, a teraz trudno było ją poznać – opowiada pani Luiza, sąsiadka kobiety, w rozmowie z „Faktem”.
Mirella nigdy nie była u lekarza, nie miała dokumentów ani własnych ubrań. Całe dorosłe życie spędziła w jednym pokoju — odcięta od ludzi i świata.
Prokuratura bada sprawę. Rodzice w centrum śledztwa
Po odkryciu kobiety natychmiast wszczęto postępowanie. Prokuratura Rejonowa w Chorzowie prowadzi śledztwo w kierunku znęcania się fizycznego i psychicznego nad osobą zależną.
Jak poinformowała prokurator Sabina Kuśmierska, przesłuchania są w toku, a śledczy analizują każdy szczegół. Nie wiadomo jeszcze, jakie motywy kierowały rodzicami Mirelli i dlaczego przez lata ukrywali prawdę o jej losie.
– To niewyobrażalne, by w XXI wieku można było zamknąć dziecko na tyle lat i nikt tego nie zauważył – mówi jedna z kobiet zaangażowanych w pomoc Mirelli.
Nowy początek, który nie trwał długo
Po ujawnieniu sprawy Mirella trafiła do szpitala w Świętochłowicach. Lekarze i psycholodzy walczyli o jej zdrowie fizyczne i psychiczne. Wydawało się, że to początek nowego życia. Trzy mieszkanki Śląska – Aleksandra Salbert, Laura Duras i Luiza Krusz – rozpoczęły zbiórkę i próbowały pomóc kobiecie stanąć na nogi.
Jednak wkrótce po wypisie ze szpitala stało się coś, co wstrząsnęło wszystkimi, którzy jej kibicowali. Mirella wróciła do mieszkania swoich rodziców.
– Przyniosłyśmy jej kurtkę, buty, chciałyśmy zabrać ją na spacer. Marzyła, by zjeść lody i zobaczyć miasto. Ale matka powiedziała, że Mirella zostaje w domu, bo jest zmęczona – relacjonuje Laura Duras w rozmowie z „Faktem”.
Na szybach mieszkania pojawiły się ciemne przesłony, a kobiety, które próbowały się z nią skontaktować, nie zostały wpuszczone do środka.
Życie zatrzymane w latach 90.
Mirella dziś ma 42 lata, ale mentalnie nadal żyje w czasach swojego dzieciństwa. Nie zna współczesnego świata, nie potrafi korzystać z telefonu ani rozmawiać z obcymi.
– Czas zatrzymał się dla niej w połowie lat 90. Marzyła, by zobaczyć góry i morze. To wciąż możliwe, ale ktoś musi jej pomóc naprawdę żyć – mówią znajome kobiety, które nadal próbują utrzymać z nią kontakt.
Czy ktoś poniesie odpowiedzialność?
Rodzice Mirelli do dziś nie zostali przesłuchani. Prokuratura gromadzi materiał dowodowy, ale sprawa jest wyjątkowo trudna – minęło prawie 30 lat od jej rozpoczęcia.
Śledczy nie wykluczają, że oprócz przemocy psychicznej mogło dojść również do zaniedbań medycznych i ograniczenia wolności.
– Każdy myśli, że to starsi, schorowani ludzie, ale wtedy byli w sile wieku. Świadomie zamknęli dziecko i przez lata kłamali, że zaginęło. W tej rodzinie kryje się tajemnica, którą trzeba wyjaśnić – mówi Laura Duras.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mam siedemdziesiąt lat, a mój syn już dzieli po mnie majątek": On planuje mój pogrzeb, a ja wciąż chcę żyć
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Te znicze nie powinny stanąć na grobach. Ksiądz ostrzega przed częstym błędem przed Wszystkimi Świętymi