Przez lata byłyśmy nierozłączne – razem szkoła, pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania. Wiedziałam o niej wszystko i wierzyłam, że nic nie rozdzieli tej przyjaźni.

Aż do dnia, gdy na horyzoncie pojawił się on.

Nie znałam go wcześniej. Przyjechał z innego miasta, niby elegancki, niby opanowany. Już od pierwszego spotkania czułam, że coś jest nie tak. Nie patrzył Marcie w oczy, kiedy mówiła. Za to stale analizował otoczenie, jakby oceniał, czy pasuje mu rola, którą odgrywał.

Marta zakochała się po uszy. Kiedyś rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim – o marzeniach, o przyszłości. Teraz w jej ustach pojawiało się tylko jedno imię: jego.

– To jest mężczyzna mojego życia – powtarzała z iskrą w oku. – Nigdy nikogo takiego nie spotkałam.

Próbowałam ostrzegać:

– Marto, znasz go dopiero kilka miesięcy. Nie wiesz, kim naprawdę jest.

Obruszyła się. – Ty jesteś po prostu zazdrosna.

I wtedy zrozumiałam – on zdążył ją już omotać.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Oświadczyny, wesele – w ekspresowym tempie. Matka Marty próbowała przemówić jej do rozsądku. Płakała, błagała, by jeszcze się zastanowiła. Ale Marta odsunęła ją tak samo, jak odsunęła mnie.

– On jest teraz moją rodziną – powiedziała zimnym tonem. – Jeśli tego nie rozumiecie, to wasz problem.

Na ślubie czułam się jak intruz. Patrzyłam, jak moja przyjaciółka idzie do ołtarza z człowiekiem, który wyglądał, jakby wygrał licytację, a nie znalazł miłość życia.

Po ślubie kontakt niemal się urwał. Marta zrezygnowała z pracy, z przyjaciół, nawet z odwiedzin u matki. Mówiła, że mąż zapewnia jej wszystko i że świat poza nim nie ma znaczenia.

Tyle że w jej oczach coraz częściej widziałam cień. Znikała na długie godziny w mieszkaniu, nie odbierała telefonów. A kiedy udało mi się ją odwiedzić, w jej głosie słyszałam drżenie.

– Wszystko jest dobrze – powtarzała automatycznie. – On o mnie dba.

Ale ręce miała zaciśnięte w pięści, jakby trzymała w sobie całą prawdę, której nie mogła wypowiedzieć.

Matka Marty przestała przychodzić, przestała próbować. Została całkowicie odtrącona przez własną córkę. A ja czułam, że tracę przyjaciółkę kawałek po kawałku.

On odciął ją od świata. Od rodziny, od znajomych, od wszystkiego, co mogło przypomnieć jej, kim była kiedyś.

I właśnie w tym tkwił dramat: Marta nie tylko wyszła za mąż. Ona oddała swoje życie w ręce człowieka, który zrobił z niej cień dawnej siebie.

Czasami myślę o naszej przyjaźni. O tej dziewczynie, która śmiała się do łez, miała marzenia i wierzyła w lepsze jutro. Dziś tamtej Marty już nie ma.

Jest kobieta, która dała się omotać obcemu mężczyźnie tak bardzo, że odwróciła się nawet od własnej matki.

I choć serce mnie boli, wiem jedno – żadna „miłość” nie powinna kosztować aż tyle.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Matka miała mnie wspierać w najtrudniejszym momencie": Zamiast tego ukradła mi córkę i zrobiła ze mnie potwora

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Te znaki zodiaku tworzą najtrwalsze związki. Astrologowie zdradzają sekrety miłości