Każdy dzień wygląda podobnie – zanim coś zrobimy, zanim gdzieś pójdziemy, zanim cokolwiek zdecydujemy, musi zadzwonić do „mamusi”. Nieważne, czy chodzi o kupno koszuli, wybór zupy na obiad, czy większe sprawy – zawsze czeka na jej zdanie.
Na początku myślałam, że to urocze, że dba o relację z matką, że tak silna więź świadczy tylko o jego wrażliwości. Z czasem jednak ta „więź” zaczęła przybierać kształt kajdan, które oplatały także mnie. Bo co to za małżeństwo, w którym nie jestem partnerką, ale tylko dodatkiem – obok matki, która decyduje o wszystkim?
Kiedy zapytałam go, dlaczego nie potrafi podjąć decyzji samodzielnie, wzruszył ramionami i powiedział:
– Mama wie najlepiej.
Te słowa bolały bardziej niż krzyk. Bo mama wiedziała najlepiej, jaką marynarkę założy na nasze wesele, jakim samochodem powinniśmy jeździć, a nawet jak urządzić naszą sypialnię. W niej nie było miejsca na mnie, na moje zdanie, na naszą intymność.
Najgorsze są obiady. Gotuję zupę pomidorową, a on dzwoni do matki i pyta, czy dobrze zrobiłam przecier. Gdy ona powie, że „u niej zawsze lepsza”, odkłada łyżkę i już wiem, że moje starania poszły na marne. Czuję się jak służąca we własnym domu, a nie jak żona.
Są dni, kiedy marzę, żeby spakować walizkę i odejść. Ale potem patrzę na niego – dorosłego mężczyznę o twarzy zagubionego chłopca – i zadaję sobie pytanie: czy on naprawdę mnie kocha, czy tylko szuka drugiej mamy?
Bo nic nie jest bardziej dramatyczne niż zrozumienie, że walczę nie o męża, ale o człowieka, który wciąż żyje w cieniu swojej matki.
To też może cię zainteresować: Specjalista od wizerunku przeanalizował Tuska i Nawrockiego. Wynik może zaskoczyć
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Kwiaty na grobie mają głęboką symbolikę. Zbyt szybkie usunięcie może przynieść pecha
