Mąż długo pracował, ja nie radziłam sobie z emocjami, karmieniem, zmęczeniem. Wtedy wkroczyła teściowa – jak sama twierdziła: „z misją”. Od początku podkreślała, że wychowała trójkę dzieci i że „młode matki teraz to nie mają pojęcia o niczym”.
Na początku byłam wdzięczna. Pomagała przy kąpieli, bujała małą, gotowała. A potem zaczęła coraz bardziej mnie wypierać. – „Odstaw ją od piersi, i tak pewnie masz za chude mleko.” – „Nie noś jej tyle, bo ją rozpieścisz.” – „Śpij, ja się zajmę dzieckiem.”
Coraz częściej zamykała się z wnuczką w pokoju. Mówiła, że „dzieci trzeba przyzwyczajać do dystansu”. Raz nakryłam ją, jak krzyczała na małą, że „przez nią babcia nie może nawet zjeść spokojnie zupy”. Ale to nie był koniec.
Pewnego dnia sąsiadka, starsza pani z naprzeciwka, zadzwoniła do mnie. Trzęsła się przez telefon. Powiedziała, że od kilku dni słyszy płacz dziecka przez otwarte okno – długi, przeciągły, w odpowiedzi na podniesiony, ostry głos starszej kobiety. "Nie chcę się wtrącać, ale coś jest nie tak" – dodała.
Wróciłam wcześniej do domu. Córka siedziała w łóżeczku w zabrudzonej pieluszce, z twarzą rozgrzaną od płaczu. A moja teściowa... drzemała na kanapie z telewizorem ustawionym na pełny głos. Po krótkiej kłótni wybiegła obrażona – twierdząc, że jestem niewdzięczna, że „dzieci też muszą płakać”, a „ja nie mam zielonego pojęcia o wychowaniu”.
Od tamtej pory nie została z wnuczką ani na minutę. Ja przez wiele miesięcy nosiłam w sobie ból, wstyd i żal, że zaufałam komuś tylko dlatego, że miał tytuł „babci”.
Nie każda starsza osoba jest aniołem dla dzieci. Czasem trzeba spojrzeć poza pozory i słuchać... nawet sąsiadów.
To też może cię zainteresować: Niecodzienna sytuacja na koncercie Maryli Rodowicz. W pewnym momencie na scenę wtargnął fan artystki
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Ciemne chmury zawisły nad kampanią prezydencką Rafała Trzaskowskiego. PKW zwraca się do ABW