Pioruny nie tylko budziły w niej podziw – były jej pasją, niemal obsesją. Do tego stopnia, że na ciele nosi aż trzy tatuaże przedstawiające to spektakularne zjawisko natury. W grudniu 2023 roku jej zamiłowanie do błyskawic przybrało dramatyczny obrót. Australijka została trafiona piorunem podczas nagrywania burzy na telefon. Doświadczyła wtedy czegoś, czego wielu nie przeżywa – i choć ocaliła życie, nie wróciła z tej historii zupełnie taka sama.

Carly opisała wszystko w rozmowie z brytyjskim "The Sun". Do zdarzenia doszło w czasie jednej z gwałtownych burz w Australii. Kobieta, zafascynowana niebem rozświetlanym błyskawicami, wyszła z domu, by nagrać zjawisko telefonem.

– Miałam dreszcze przeszywające całe ciało. Gdy spojrzałam w lustro, moje źrenice były ogromne. Czułam się jak odurzona, spocona, oszołomiona – wspomina. – A potem nagle straciłam czucie. Nie mogłam się ruszyć nawet o centymetr.

Na szczęście, na miejscu była jej współlokatorka, która błyskawicznie wezwała karetkę. W drodze do szpitala Carly zaczęła mieć poważne problemy z oddychaniem.

– Moje dłonie i stopy zrobiły się sine. Mogłam poruszać tylko głową i szyją. W pewnym momencie mogłam już tylko przełykać i łapać powietrze – relacjonuje.

Lekarze zdiagnozowali u Carly keraunoparaliż, czyli rzadką formę przemijającego paraliżu neurologicznego wywołanego uderzeniem pioruna. Przez dziewięć godzin jej ciało było niemal całkowicie sparaliżowane.

– Mówiłam bełkotliwie, ale byłam przytomna. Pamiętam, że pokazałam lekarzom moje tatuaże z piorunami i zażartowałam, że zawsze mówiłam, jak ironiczne byłoby zostać trafioną przez błyskawicę. I proszę… – mówi z gorzkim uśmiechem.

Po dwóch tygodniach Carly wróciła do niemal pełnej sprawności. Jednak jedno pozostało nieodwracalnie inne – jej kolor oczu zmienił się z zielonego na ciemnobrązowy.

– Kiedy to odkryłam, byłam zszokowana. Ale potem dowiedziałam się, że to nie jest aż tak rzadkie wśród osób porażonych prądem.

Mimo traumatycznych przeżyć, Carly nie zamierza zrezygnować ze swojej pasji. Dziś jednak podchodzi do niej z większym szacunkiem i ostrożnością. Jej historia to nie tylko przypomnienie o potędze natury, ale i przestroga – nawet największa fascynacja powinna mieć granice, gdy stawką jest ludzkie życie.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Pomagałem córce wyremontować dom": Teraz mówi, że „nie jestem właścicielem, więc nie mam głosu”

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "W dniu ślubu zostawił mnie dla innej": A ja jeszcze trzymałam jego garnitur