Usłyszałam ten sam ton, co zawsze. Nie pytanie, tylko oczekiwanie.
Westchnęłam.
— Mamo, miałam inne plany…
— Ale przecież to dla ciebie! — oburzyła się. — Zrobisz coś w ogródku, a potem dostaniesz owoce i warzywa za darmo!
Za darmo.
To słowo, które powtarzała od lat.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło.
Może gdy tata jeszcze żył i traktowali działkę jako swoje małe królestwo.
Może gdy mama została sama i potrzebowała kogoś, kto będzie za nią pracował.
Ale jedno było pewne.
Nie chodziło o miłość do natury.
Nie chodziło o relaks.
Chodziło o darmową siłę roboczą.
Przyjeżdżałam tam regularnie.
Wyrywałam chwasty, sadziłam, podlewałam.
Przerzucałam wiadra ziemniaków, wiśnie, truskawki, maliny.
Wracałam do domu brudna, zmęczona, obolała.
A potem mama z dumą wręczała mi koszyk z warzywami.
— Widzisz? Za darmo!
Ale pewnego dnia, zmęczona i sfrustrowana, postanowiłam policzyć, ile to kosztuje.
— Mamo, wiesz, ile godzin spędziłam na tej działce?
— Oj, przecież to dla ciebie…
— Dla mnie? A gdybym miała komuś zapłacić za taką pracę?
Zaczęłam wyliczać.
— Przekopanie ziemi – 50 zł za godzinę.
— Sadzenie – 30 zł.
— Plewienie i pielęgnacja – 40 zł.
— Zbiory – co najmniej 25 zł za godzinę.
Mama zamilkła.
Patrzyła na mnie, jakby nie rozumiała.
— I co z tego?
— To z tego, że te twoje „darmowe” warzywa kosztują mnie setki godzin pracy.
— Ale… to przecież rodzina!
— A rodzina to niewolnicy?
Nie mówiłyśmy do siebie przez kilka dni.
Mama była obrażona.
Ja czułam się, jakbym właśnie zerwała coś, co wisiało na cienkiej nitce.
Ale wiedziałam jedno.
Nigdy więcej nie dam sobie wmówić, że coś jest „za darmo”.
Bo nic w życiu nie jest naprawdę darmowe.
Zwłaszcza jeśli kosztuje czas, zdrowie i szacunek do samego siebie.
To też może cię zainteresować: Jak dbać o maliny wiosną, by zwiększyć plony. Ten sprawdzony sposób działa niezawodnie
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Są pierwsze szczegóły odejścia Krystyny Grochowskiej. "Krysia była odwodniona i trafiła do szpitala"