Wypadek. Jeden moment, jedno złe skrzyżowanie, jedno uderzenie, które zabrało mi go na zawsze.

Zostałam sama.

Bez jego dotyku, bez jego głosu, bez życia, które razem budowaliśmy.

Nie wiedziałam, jak oddychać, jak funkcjonować w świecie, w którym go nie ma.

I wtedy pojawił się on.

Jego brat.

Na pogrzebie to właśnie on stał obok mnie, gdy moje nogi odmawiały posłuszeństwa.

To on wycierał moje łzy, gdy wszyscy inni tylko rzucali mi smutne spojrzenia i mówili, że „czas leczy rany”.

To on był tym, który dzwonił, sprawdzał, czy coś zjadłam, czy wyszłam z domu, czy choć na chwilę oderwałam się od pustki, którą zostawiła po sobie śmierć.

A potem coś się zmieniło.

Jego obecność przestała być tylko pocieszeniem.

Stała się czymś więcej.

Nie wiem, kiedy dokładnie przekroczyliśmy granicę.

Pierwszy dotyk.

Pierwszy pocałunek.

Pierwsza noc, gdy nie czułam się samotna.

Nie planowaliśmy tego.

Ale się stało.

Byliśmy młodzi.

Byliśmy szczęśliwi.

I wtedy przyszła ona.

— To obrzydliwe — wycedziła przez zaciśnięte zęby teściowa, gdy dowiedziała się prawdy. — Jak możecie mi to robić?

Spojrzałam na nią.

W jej oczach widziałam ból, wściekłość, rozczarowanie.

— Mamo… — zaczął on, ale ucięła go gestem dłoni.

— Nie nazywaj mnie tak! — wrzasnęła. — Mój syn nie zdążył ostygnąć w grobie, a wy już…

Urwała, a jej oddech przyspieszył.

— Zdradziliście go.

Te słowa przeszyły mnie jak nóż.

Czy to była zdrada?

Czy mogliśmy nadal być wierni komuś, kogo już nie było?

Ludzie nas osądzili.

Rodzina. Znajomi.

Szepczący za plecami, rzucający nam spojrzenia pełne obrzydzenia.

Ale czy miłość jest czymś, co można kontrolować?

Czy powinniśmy cierpieć na zawsze, bo świat nie rozumie, że serce nie wybiera?

Trzymaliśmy się razem.

Mimo osądów.

Mimo żalu, który nigdy nas nie opuścił.

Bo choć byliśmy szczęśliwi, choć byliśmy sobie przeznaczeni…

Jego cień wciąż stał między nami.

To też może cię zainteresować:

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: