Kiedy wyjeżdżałam za granicę, miałam jeden cel – zarobić na lepsze życie dla nas. Dla mnie i mojego męża. Chciałam, żebyśmy mieli własne mieszkanie bez kredytu, żeby nie brakowało nam niczego.

Każdego miesiąca wysyłałam pieniądze na wspólne konto. Ufałam mu.

Był moim mężem.

Byłam pewna, że czeka.

Nie czekał.

Kiedy stanęłam przed naszymi drzwiami po tylu latach, czułam, że zaraz pęknie mi serce.

Wciąż pamiętałam ten dom. Kolor drzwi, numer na klatce, zapach starego drewna w korytarzu.

To było moje miejsce.

Tylko że już nie było moje.

Zadzwoniłam do drzwi.

Nie spodziewałam się, że otworzy je obca kobieta.

Spojrzała na mnie zdziwiona, jakby zobaczyła ducha.

— Tak?

Nie mogłam wydobyć z siebie słowa.

— To jakieś nieporozumienie… — wyszeptałam w końcu. — Ja tu mieszkam.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach pojawił się mój mąż.

— Co ty tu robisz? — zapytał, jakbym była intruzem.

— Jak to co? Wróciłam do domu.

— To już nie jest twój dom — powiedziała jego nowa kobieta, splatając ręce na piersi.

— Co? — moje serce waliło jak szalone.

— Mieszkamy tu razem — powiedział spokojnie mój mąż. Mój dom. Moje mieszkanie. Moje życie.

Nie mogłam oddychać.

— Wyrzuciłeś mnie z mojego własnego domu?!

— Niczego nie wyrzuciłem — wzruszył ramionami. — Po prostu cię tu nie było.

Po prostu mnie nie było.

Tylko tyle wystarczyło, żebym stała się nikim.

Oni mieszkali razem w moim mieszkaniu, które przez lata utrzymywałam swoimi pieniędzmi.

Mój mąż.

Jego kochanka.

A ja?

Byłam tylko kimś, kto wrócił za późno.

To też może cię zainteresować: Burza po starciu Muska i Sikorskiego. Lawina komentarzy

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Elon Musk ostro do Sikorskiego. "Milcz, mały człowieczku"