Dwa miesiące bólu.

Dwa miesiące, podczas których nie umiałam jeszcze zaakceptować jego pustego miejsca przy stole, jego ubrań w szafie, jego zapachu, który wciąż czułam na poduszce.

Byłam gotowa na wszystko – na kolejne łzy, na długą żałobę, na samotność.

Ale nie na to.

Notariusz spojrzał na mnie chłodno, jakby nie miał dla mnie żadnej dobrej wiadomości.

— Testament został sporządzony rok temu. Cały majątek pana Andrzeja przypada jego matce.

Serce mi stanęło.

— Słucham?

— Wszystko. Dom, oszczędności, samochód…

Nie rozumiałam.

— Ale… ale to mój mąż. Nasz dom. Nasze życie…

Kiedy wyszłam z kancelarii, dłońmi wciąż zaciskałam cienką kopertę z kopią testamentu.

Nie mogłam oddychać.

Przecież kochaliśmy się. Przecież byliśmy rodziną.

Więc dlaczego nigdy mi nie powiedział, że wszystko zapisał matce?

— Wiesz, jak on cię kochał… — powiedziała teściowa, kiedy przyszłam do niej z tymi dokumentami.

— Kochał? — uśmiechnęłam się gorzko. — To dlatego zostawił mnie bez niczego?

— Przesadzasz…

— Przesadzam?! — pierwszy raz od miesięcy poczułam gniew. — Byliśmy małżeństwem! A ja teraz nic nie mam!

Westchnęła i spojrzała na mnie z politowaniem.

— Może i byliście, ale wiesz… matka to matka.

Tego dnia zrozumiałam, że byłam tylko kimś obok.

Całe życie ufałam mężczyźnie, który nigdy tak naprawdę nie należał do mnie.

A teraz?

Teraz musiałam nauczyć się żyć ze świadomością, że wszystko, co budowałam, należało do kogoś innego.

Że nie miałam już nic.

Ani jego.

Ani naszego życia.

To też może cię zainteresować: Donald i Melania Trump wyznają różne religie. Jak kształtuje się ich życie duchowe

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Były mąż z nową żoną opływa w luksusy": A ja nie mam za co kupić dziecku jedzenia