Nasz ślub był wyjątkowym dniem – pełnym miłości, śmiechu i wzruszeń. Goście dopisali, życzenia były serdeczne, a prezenty pięknie zapakowane. Wśród tego wszystkiego czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jeden gest mojej teściowej sprawi, że ten dzień zapamiętam również z innego powodu – z powodu zdrady.
Kiedy po weselu wróciliśmy z Piotrem do domu, zmęczeni, ale szczęśliwi, nie mogliśmy się doczekać, żeby zobaczyć, co dostaliśmy od naszych gości. Prezenty, koperty, a nawet drobne pamiątki miały być symbolem ich miłości i wsparcia. Jednak kiedy zaczęliśmy otwierać pudełka, zauważyliśmy, że coś jest nie tak.
– „Piotrek, gdzie są te duże pudełka, które zostawiliśmy u twojej mamy? Mówiła, że pomoże nam je przechować, bo nie zmieściły się do samochodu.” – zapytałam.
Piotr spojrzał na mnie zmieszany.
– „Rzeczywiście, miały być u niej. Pojadę jutro i je odbiorę.”
Nie przejęłam się tym zbytnio. Byłam pewna, że teściowa, choć czasem apodyktyczna, po prostu trzymała prezenty dla nas w bezpiecznym miejscu.
Następnego dnia Piotr wrócił z miną, której nie potrafiłam odczytać. W rękach miał zaledwie jedno małe pudełko.
– „Co się stało? Gdzie reszta prezentów?” – zapytałam, a serce zaczęło mi szybciej bić.
– „Mama oddała je.”
Zamarłam. Oddała? Komu? Dlaczego?
– „Jak to oddała? Przecież to były nasze prezenty!”
Piotr usiadł ciężko na kanapie.
– „Powiedziała, że dała je swojej siostrzenicy, bo ‚jej bardziej się przydadzą’. Podobno potrzebują rzeczy do nowego mieszkania.”
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Nasze prezenty, te, które otrzymaliśmy od rodziny i przyjaciół, miały być początkiem naszego wspólnego życia, a teściowa po prostu uznała, że mogą posłużyć komuś innemu.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do niej, choć ręce mi się trzęsły.
– „Pani Krystyno, czy to prawda, że oddała pani nasze prezenty?”
Jej głos brzmiał obojętnie.
– „Tak, Aniu. To były tylko rzeczy. A Karolina z Michałem naprawdę ich potrzebują. Wy sobie poradzicie, macie wszystko.”
Nie wytrzymałam.
– „To były nasze prezenty! Jak mogła pani podjąć taką decyzję bez naszej zgody?”
– „Nie przesadzaj, Aniu. Co to za różnica, kto ich używa? Ty i Piotr macie dobrze płatne prace, a oni ledwo wiążą koniec z końcem. Powinniście być dumni, że mogliście im pomóc.”
Rozłączyłam się, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułam się zdradzona, jakby ktoś zabrał coś, co było częścią naszego wspólnego życia. Piotr próbował mnie uspokoić, ale sam był wyraźnie poruszony. Nie potrafił jednak przeciwstawić się matce – jak zawsze.
Przez kolejne tygodnie unikałam spotkań z teściową. Czułam, że między nami powstała przepaść, której nie da się zasypać. Kiedy w końcu postanowiłam ją odwiedzić, by porozmawiać twarzą w twarz, zastałam Karolinę – siostrzenicę teściowej – siedzącą w salonie.
Na stole leżał jeden z naszych prezentów – elegancki zestaw porcelany, który dostaliśmy od moich rodziców.
– „Karolino, czy wiesz, że to były nasze rzeczy?” – zapytałam, nie kryjąc emocji.
Karolina wyglądała na zaskoczoną.
– „Ciocia powiedziała, że to od niej. Nie miałam pojęcia, że były wasze. Aniu, przepraszam, naprawdę nie chciałam…”
Rozmowa z teściową zakończyła się kłótnią. Nie widziała w swoim zachowaniu nic złego. Twierdziła, że „pomogła rodzinie” i że powinnam być jej wdzięczna za to, że myśli o innych.
– „Aniu, w życiu liczy się rodzina. Ty tego jeszcze nie rozumiesz, ale kiedyś mi podziękujesz.”
Nigdy jej nie podziękowałam. Te prezenty były symbolem nowego początku, a ona je nam odebrała, nie widząc w tym niczego złego.
Dziś relacje z teściową są poprawne, ale chłodne. Wciąż czuję ból, kiedy myślę o tym, co zrobiła, ale nauczyłam się, że niektórzy ludzie nigdy nie przyznają się do błędu. To wydarzenie nauczyło mnie, że nawet w rodzinie trzeba walczyć o swoje granice – i o to, co należy do nas.
To też może cię zainteresować:
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: