Od lat mieszkam w tym samym dwupokojowym mieszkaniu, które razem z mężem kupiliśmy w latach 80. To nasze schronienie, pełne wspomnień, pamiątek i drobnych śladów życia, które udało nam się zbudować. To tutaj wychowałam moją córkę, Martynę. Zawsze marzyłam, że kiedyś to mieszkanie stanie się jej – w końcu wszystko, co mam, chciałam zostawić właśnie jej. Ale nigdy nie myślałam, że przyjdzie dzień, w którym zacznie nalegać, abym przepisała je na nią już teraz.
Rozmowa zaczęła się od niewinnego pytania. "Mamo, a czy nie myślałaś o tym, żeby przepisać mi mieszkanie już teraz? Byłoby to prostsze, no i nie musiałabyś się martwić o formalności w przyszłości." Spojrzałam na nią zaskoczona. Miała ten pewny siebie uśmiech, który zawsze podziwiałam. Ale tym razem coś we mnie zadrżało.
"Martynko, a dlaczego ci to teraz przyszło do głowy?" – zapytałam, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. "Wiesz, chcielibyśmy z Tomkiem wziąć kredyt na większy dom, a mieszkanie mogłoby nam pomóc jako zabezpieczenie. No i lepiej zrobić to teraz, póki wszystko jest w porządku." Jej ton był spokojny, rzeczowy, ale w moich uszach brzmiał jak dzwon alarmowy.
Nie mogłam się na to zgodzić. To mieszkanie to nie tylko cztery ściany – to moje życie. Moje miejsce. Moja ostatnia pewność w świecie, który zmienia się szybciej, niż potrafię nadążyć.
"Kochanie, rozumiem, że masz swoje plany, ale nie jestem jeszcze gotowa na takie kroki. To jest mój dom" – powiedziałam, starając się brzmieć stanowczo.
Martyna spojrzała na mnie z irytacją. "Ale przecież i tak to mieszkanie będzie moje. Po co czekać? Mamo, nie bądź egoistką. To by nam naprawdę pomogło." Te słowa bolały. Egoistką? Czy naprawdę widziała mnie w ten sposób? Przez całą noc nie mogłam spać. W głowie przewijały mi się obrazy, jak wprowadzałam ją jako dziecko do tego mieszkania, jak uczyła się chodzić po kuchni, jak wspólnie piekłyśmy ciasta w weekendy.
Kolejnego dnia postanowiłam porozmawiać z nią na spokojnie. "Martyna, rozumiem, że chciałabyś mieć to mieszkanie na papierze już teraz, ale ja nie jestem na to gotowa. To dla mnie coś więcej niż formalność. To moje schronienie, moje bezpieczeństwo. Gdybym ci je przepisała, czułabym, że tracę kontrolę nad tym, co jeszcze mi zostało." Ale jej twarz nie złagodniała. "Mamo, nie rozumiesz, że ja to robię też dla ciebie? Przepisanie mieszkania niczego nie zmienia. Nadal tu mieszkasz, ale my moglibyśmy szybciej zrealizować nasze plany."
Czułam, jak napięcie między nami narasta. Czy ona naprawdę nie rozumie, co to dla mnie znaczy? A może to ja jestem zbyt uparta, trzymając się tego mieszkania jak kotwicy, której nie chcę puścić? Wiem, że kiedyś będę musiała jej to przekazać, ale czy naprawdę muszę już teraz rezygnować z jedynego miejsca, które daje mi poczucie bezpieczeństwa?
Nie wiem, jak zakończy się ten konflikt. Martyna jest uparta, ale ja też nie zamierzam oddać tak łatwo tego, co dla mnie najcenniejsze. Najbardziej boli mnie jednak to, że coś, co miało być symbolem naszej więzi, teraz nas dzieli. Czy naprawdę można znaleźć kompromis, gdy stawką jest coś tak osobistego jak dom?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wcielił się w rolę ojca i postanowił wychować cudze dziecko": Jego dobroć była źródłem kłopotów w pracy
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Młoda kochanka zrujnowała jego małżeństwo": Nie spodziewała się, że jego żona wróci silniejsza