Na początku wydawało mi się, że to tylko tymczasowa prośba. Teściowa potrzebowała wsparcia, bo miała problemy z poruszaniem się. Rozumiałam to i zgodziłam się pomóc, myśląc, że może to potrwać kilka tygodni, może miesiąc – do czasu aż poczuje się lepiej. Ale te tygodnie zamieniły się w miesiące, a miesiące w rutynę, której oczekiwano ode mnie każdego weekendu, bez wyjątku.


Każdej soboty rano miałam pojawić się u teściowej, gotowa na cały dzień pracy w jej mieszkaniu. Zmywanie, pranie, sprzątanie – wszystko to robiłam, mimo że sama miałam dom, rodzinę, i własne obowiązki, które na mnie czekały. Nie było mowy o odpoczynku czy wolnym dniu dla siebie, bo teściowa wymagała, żeby wszystko było wykonane według jej życzeń i dokładnie tak, jak sobie tego życzyła.


Początkowo mąż również obiecał mi pomóc. Mówił, że to przecież jego matka i że będzie to nasze wspólne zadanie. Ale jego obietnice szybko okazały się tylko słowami. Każdy weekend miał inne wymówki – praca, zmęczenie, konieczność odpoczynku. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać i prosić o wsparcie, zawsze słyszałam to samo:

– Przecież to moja matka, ona potrzebuje pomocy. W czym problem?


Problem polegał na tym, że nagle ja stałam się osobą odpowiedzialną za jej życie i wszystkie domowe obowiązki. Zamiast jednego domu, miałam na głowie dwa, a każde moje protesty były zbywane, jakby moje zdanie nie miało znaczenia. Mąż nie widział w tym nic złego, a wręcz uważał, że powinno to być moim obowiązkiem. Czułam się jak intruz we własnym życiu, obciążona wymaganiami i oczekiwaniami, które ciążyły na moich barkach.


Kiedy pewnego dnia powiedziałam, że potrzebuję odpoczynku, usłyszałam tylko chłodne spojrzenie i komentarz:


– Jak nie chcesz pomagać mojej matce, to może nie jesteś gotowa na bycie żoną.


Te słowa mnie złamały. Czułam, że jestem traktowana bardziej jako służąca niż partnerka w związku. Wszystkie moje próby wyjaśnienia, że potrzebuję choć jednego dnia dla siebie, zostały uznane za egoizm i brak szacunku dla jego matki.


Każdy kolejny weekend był dla mnie jak kara. Patrzyłam na ich zadowolone twarze, na to, jak matka oczekiwała na moją obecność, jakbym była jedynie narzędziem, które zapewni jej porządek i wygodę. Kiedy próbowałam odmówić, mówiąc, że nie dam rady, mąż bezwzględnie przypominał mi, że to „mój obowiązek”.


Dzisiaj jestem w punkcie, w którym nie wiem, czy jestem w stanie to dalej znieść. Teściowa i mąż wymagają ode mnie coraz więcej, a ja czuję, jak tracę siebie, jak każde moje pragnienie czy potrzeba są ignorowane. Wciąż mam nadzieję, że może kiedyś zrozumieją, że miłość i małżeństwo to nie tylko wymagania i oczekiwania, ale wsparcie i zrozumienie.


Czasem zastanawiam się, czy zdołam to przetrwać, czy będę mogła odzyskać choć kawałek wolności i godności, którą straciłam, zgadzając się być ich służką.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Sprzedałam działkę, a teraz dzieci nawet nie dzwonią": Nie oddałam im pieniędzy


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Na 35. rocznicę ślubu mąż przyprowadził do domu kochankę": Stała się gwiazdą wieczoru