Mój mąż, Andrzej, był starszy ode mnie o piętnaście lat. Był moim opoką, moim przewodnikiem, a teraz nagle zniknął. Jego śmierć była niespodziewana i brutalna – serce, które zawsze było pełne miłości, przestało bić.


Nasze małżeństwo było pełne miłości i wzajemnego szacunku. Andrzej zawsze opowiadał mi o swoich planach na przyszłość, ale nigdy nie myślałam, że przyszłość nadejdzie tak szybko i tak brutalnie. Kiedy przyszła ta straszna noc, a lekarze nie mogli go uratować, poczułam, jakby świat zawalił mi się na głowę.


Następne dni były mglistym snem pełnym bólu i niepewności. Przyjaciele i rodzina przychodzili, by wyrazić swoje kondolencje, ale ich słowa nie były w stanie ukoić mojego bólu. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Andrzeja już nie ma. Kiedy próbowałam zająć się formalnościami związanymi z jego śmiercią, dowiedziałam się czegoś, co sprawiło, że mój ból stał się jeszcze bardziej namacalny – Andrzej nie zostawił testamentu.


Zawsze mówił, że powinniśmy to zrobić, że powinniśmy zabezpieczyć naszą przyszłość, ale życie było tak pełne codziennych obowiązków, że nigdy nie znalazło się na to czasu. Teraz stanęłam w obliczu ogromnej niepewności. Co stanie się z naszym domem? Z naszymi oszczędnościami? Z moją przyszłością?


Pierwszą osobą, do której zwróciłam się o pomoc, była jego siostra, Zofia. Liczyłam na jej wsparcie, ale jej reakcja była daleka od tego, czego oczekiwałam.


„Anna, wiesz, że Andrzej był moim bratem. Ale teraz, gdy nie ma testamentu, musimy to wszystko jakoś rozwiązać. Rodzina też ma swoje prawa,” - powiedziała zimno.


Byłam zszokowana. Zofia i ja zawsze miałyśmy dobre relacje, ale teraz widziałam w jej oczach coś, czego wcześniej nie dostrzegałam – chciwość.


„Zofia, ja też jestem jego rodziną. Przez lata byliśmy małżeństwem. Wszystko, co mamy, zbudowaliśmy razem,” - próbowałam jej wytłumaczyć, ale jej twarz pozostała nieugięta.


Rozpoczęła się batalia prawna, której nigdy bym się nie spodziewała. Zofia i inni krewni Andrzeja zaczęli kwestionować moje prawa do naszego majątku. Czułam się zdradzona i osamotniona. Każdego dnia musiałam walczyć o to, co należało się mojemu mężowi i mnie.


W międzyczasie starałam się radzić sobie z codziennym życiem bez Andrzeja. Nasz dom, który kiedyś był pełen miłości i śmiechu, teraz wydawał się pusty i zimny. Każdy kąt przypominał mi o nim – jego ulubione książki na półce, jego zapach na poduszce, jego głos w mojej pamięci.


Kiedy stawałam przed sądem, aby bronić swoich praw, czułam, jakby Andrzej był ze mną, wspierając mnie swoją niewidzialną obecnością. Byłam zdeterminowana, aby nie poddać się, aby walczyć o naszą wspólną przyszłość, nawet jeśli już go nie było.


Po wielu miesiącach walki prawnej, w końcu wygrałam. Sąd uznał moje prawa do naszego majątku. Była to wygrana, ale nie czułam radości. Czułam ulgę, że nie muszę martwić się o przyszłość, ale ból po stracie Andrzeja pozostał. Wiedziałam, że muszę iść naprzód, że muszę znaleźć sposób na życie bez niego.


To też może cię zainteresować: Przemysław Babiarz znów się pomylił. Zaliczył kolejną wpadkę


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: To, co mówiono o Wellman, było prawdą. Plotki stały się faktami