Był sobotni poranek, gdy Marek oznajmił coś, co wstrząsnęło moim światem. Siedzieliśmy przy stole, jedząc śniadanie, gdy nagle wypalił:


"Musimy zrobić test DNA naszego dziecka."


Zamarłam, kawałek tosta utknął mi w gardle. Patrzyłam na niego w zdumieniu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.


"Co? Dlaczego miałbyś chcieć to zrobić?" – zapytałam, starając się opanować drżenie w głosie.
Marek spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który mroził mi krew w żyłach.


"Muszę mieć pewność, że nasz syn jest naprawdę mój."


Te słowa były jak cios prosto w serce. Wiedziałam, że Marek mnie zdradza. Od miesięcy widziałam subtelne oznaki – ukradkowe rozmowy telefoniczne, późne powroty do domu, zmieniony zapach jego perfum. Teraz rozumiałam, że jego podejrzliwość wobec mnie była projekcją jego własnych grzechów.


"Marek, jak możesz tak mówić? Nasz syn jest twoim dzieckiem. Nigdy bym cię nie zdradziła" – starałam się zachować spokój, ale czułam, jak łzy napływają mi do oczu.


Jego twarz była kamienna.


"Wiesz, że muszę to zrobić. Jeśli nie masz nic do ukrycia, to nie powinno być problemu."


Wiedziałam, że ta rozmowa nie dotyczy tylko testu DNA. Chodziło o naszą relację, o brak zaufania, który zżerał nas od środka. Wiedziałam też, że Marek próbuje znaleźć usprawiedliwienie dla swoich zdrad, próbując przekonać samego siebie, że jestem winna.


Mijały dni, a napięcie rosło. Marek stał się jeszcze bardziej odległy, a nasze rozmowy ograniczały się do minimum. Nasz syn, mały Kuba, nieświadomy niczego, biegał po domu, śmiejąc się i bawiąc, a ja czułam, jak moje serce pęka na tysiące kawałków.


W końcu nadszedł dzień testu. Poszliśmy razem do kliniki, a Marek nie spuszczał wzroku z lekarza, który pobierał próbki. Ja siedziałam obok, trzymając Kubę za rękę, starając się być silna dla niego.


Kiedy wyniki przyszły, Marek siedział w milczeniu, czytając dokumenty. Jego twarz wyrażała mieszankę ulgi i wstydu. Nasz syn był jego biologicznym dzieckiem.


"Przepraszam" – powiedział cicho, unikając mojego wzroku.


"Nie chodzi tylko o test, Marek. Chodzi o to, co się stało z nami. Nie mogę żyć w relacji bez zaufania" – powiedziałam, czując, jak łzy płyną mi po policzkach.


Marek milczał. Wiedziałam, że nasze małżeństwo było na skraju rozpadu. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Zrozumiałam, że zasługuję na coś więcej – na miłość, zaufanie i szacunek.


Tej nocy spakowałam swoje rzeczy i zabrałam Kubę do rodziców. Wiedziałam, że przede mną długa droga do odzyskania spokoju i stabilności, ale byłam gotowa na ten krok. Zostawiłam Marka za sobą, gotowa na nowe życie, w którym zaufanie nie będzie luksusem, ale podstawą każdej relacji.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. „Moja mama nie chce oddać nam swojego mieszkania, a my z żoną i dziećmi nie mamy gdzie zamieszkać”


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Kuba Badach i Ola Kwaśniewska potwierdzili. To nie były plotki