Drżącymi rękami spakowałam ostatnie rzeczy do walizki. Jeszcze kilka godzin temu wyobrażałam sobie, że ten skromny pokój w mieszkaniu córki stanie się moim azylem, miejscem, gdzie odnajdę spokój i poczucie bezpieczeństwa. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna.
Moja córka, Kasia, zawsze była osobą silną i niezależną. Od najmłodszych lat walczyła o swoje marzenia, nie dając się złamać przeciwnościom losu. Byłam z niej dumna, podziwiałam jej determinację i odwagę. Jednak ostatnie miesiące przyniosły gwałtowną zmianę. Kasia stała się zamknięta w sobie, straciła entuzjazm i radość życia.
Z bólem serca obserwowałam, jak moja ukochana córka powoli gasła. Poczułam, że muszę coś zrobić, aby ją ratować. Postanowiłam przeprowadzić się do niej, być dla niej oparciem i pomocą.
Niestety, moje dobre intencje szybko rozbiły się o twarde skały rzeczywistości. Zamiast ciepłych rozmów i wspólnych chwil, doświadczałam ciągłych kłótni i poniżeń. Kasia obwiniała mnie za wszystko, co złe działo się w jej życiu. Wyzywała mnie, obrażała i lekceważyła.
Każdego dnia czułam, jakbym traciła kolejną cząstkę siebie. Nie mogłam znieść tego, że moja córka, osoba, którą kochałam nad życie, tak mnie traktuje. Byłam bezsilna, bezradna.
W końcu podjęłam najtrudniejszą decyzję w moim życiu. Postanowiłam wyprowadzić się z mieszkania Kasi. Nie mogłam dłużej patrzeć na jej cierpienie i ból, a jednocześnie czułam, że sama niszczeję pod wpływem jej negatywnych emocji.
Spakowałam swoje rzeczy i z ciężkim sercem opuściłam mieszkanie. Odchodząc, czułam pustkę i żal. Żal straconej córki, żal niespełnionych nadziei.
Wciąż kocham Kasię z całego serca i modlę się o to, aby odnalazła drogę do siebie i pokonała swoje demony. Ale wiem, że muszę zadbać o siebie, o swoje zdrowie psychiczne i emocjonalne.
To też może cię zainteresować:
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: