Nigdy bym nie pomyślała, że moja własna córka zrobi mi coś takiego. Hanusia urodziła się, gdy miałam 25 lat. Mój mąż i ja bardzo kochaliśmy naszą córkę. Ponieważ była naszym jedynym dzieckiem. Nigdy nie myślałam, że żyjemy w biedzie. Mieliśmy własny dach nad głową, zawsze mieliśmy co jeść. Pracowaliśmy z mężem w fabryce.
Sobie odmawialiśmy wiele, ale córce staraliśmy się zapewnić wszystko, co najlepsze. Nosiła ciuchy i buty nie gorsze niż jej rówieśnicy, dawaliśmy jej ładne zabawki. Udało nam się zapewnić jej pieniądze na wymarzone studia. Skończyła prawo z wyróżnieniem na uczelni, o której zawsze marzyła.
Tym bardziej nie mieści mi się w głowie to, co nam zrobiła. To prawie mnie zabiło. Mieszkała w mieście i niezbyt często nas odwiedzała. Wiedzieliśmy, że jest zapracowana, dlatego nie mieliśmy jej tego za złe. Kiedyś do niej wpadłam bez zapowiedzi. Myślałam, że się ucieszy, ale ona tylko powiedziała, żebym schowała moją torbę w kratę, bo nie jest już modna i nie chce, żeby ktoś mówił, że ma matkę wieśniaczkę.
To słowo mnie uderzyło. Czy to nie dzięki wsi moja Hanusia mogła ukończyć studia i zdobyć prestiżowe wykształcenie? Gdyby nie nasz ogródek warzywny, z którego sprzedawaliśmy warzywa, gdyby nie kury i kaczki, skąd mielibyśmy tyle pieniędzy? Mimo wszystko milczałam.
Od tego czasu zacząłem zauważać, że moja skromna i słodka Hanusia jakby została zastąpiona. Wstydziła się mnie. Potem było jeszcze gorzej. Hanusia wyszła za mąż. Ja i mój mąż nie zostaliśmy nawet zaproszeni na wesele.
Powiedziała tylko: „Nie robiliśmy dużego przyjęcia". To był dla mnie szok, bo jak można wyjść za mąż bez błogosławieństwa rodziców? „No cóż, rodzice Antka nas pobłogosławili” – powiedziała na to córka.
Na półkach w jej mieszkaniu zobaczyłam zdjęcie z całkiem sporego przyjęcia weselnego. Udawałem, że ich nie zauważam. Ktoś zadzwonił do drzwi. „Och, mamusiu, kochana, witaj" – usłyszałam głos Hanusi. Do pokoju weszła piękna kobieta w moim wieku. Była schludna, zadbana, modnie ubrana.
Hania milej witała się z teściową niż z własną matką. Dla niej byłam tylko wieśniaczką. Okazuje się, że moja córka skłamała teściom, że nie mogliśmy przyjechać na jej ślub, bo ojciec był chory.
"Jak ma się twój mąż? Już wyzdrowiał?" - zapytała mnie teściowa mojej córki. Skinęłam tylko głową, jak pokazała mi Hanusia, która stała za Aliną. Kobieta nie zabawiła w mieszkaniu długo, ale obiecała, że niedługo wpadnie.
"Hanusiu, co to było?" - zapytałam.
"Jego rodzice dali mi wszystko: mieszkanie, samochód, drogie ubrania. A ty co mi dałaś? Ubierasz się jak żaba. Nie widziałeś świata. Nie znasz nic poza swoimi ogrodami. Jak pokazać Cię ludziom? Są wykształceni, bogaci. Jak pokazać im taką matkę? Co mi dałaś?”.
"Życie" – powiedziałem, ale ona tylko się uśmiechnęła z politowaniem.
"Każdy może dać życie, tylko jak w nim żyć?" - stwierdziła, a ja wybiegłam z jej mieszkania.
O niczym nie powiedziałam mężowi, ale on nie był głupi, sam wszystko rozumiał. Prawie nie mówił o swojej córce.
"Wstydzę się. Nie udało mi się jej wychować jako dobrego człowieka" – powiedział kiedyś. Minęły miesiące, lata. Hanusi urodził się syn - nasz wnuk. Dowiedzieliśmy się o tym nie od naszej córki, ale od Marynki, sąsiadki, która też mieszkała w mieście. Bardzo chcieliśmy zobaczyć wnuka, ale nie chcieliśmy zawstydzać córki naszą biedą.
"Kto wie? Może już powiedziała, że umarliśmy" – próbował zażartować mąż.
Pewnego dnia Marynka przyniosła złe wieści. "Twoja Hanusia jest w szpitalu. Jest leczona z powodu alkoholizmu” – powiedziała sąsiadka. Długo nie mogliśmy dojść do siebie. „Mąż ją zostawił. Znalazł inną. Teściowa, którą tak bardzo kochała, już podarowała swojej nowej synowej skórzane kurtki i ekskluzywne sukienki" – powiedziała Marynka.
Kilka godzin później siedziałam już przy łóżku mojego dziecka. Jaka ona była zmarnowana. Spała długo i wreszcie otworzyła oczy.
"Dlaczego do mnie nie przyszłaś?" - płakałam.
"Sprzedałem cię za pieniądze. Wyrzuciłam z domu. Jaką jestem dla ciebie córką? Potem zamknęła oczy. A po chwili powiedziała ze smutkiem: "Przepraszam, mamo".
I płakałam ze szczęścia, bo znowu usłyszałam słowo „mama”.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Musimy wysłać gdzieś twoją mamę, żeby zwolniła pokój": powiedziała synowa
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Smutna prawda o ostatnich dniach Zbigniewa Wodeckiego. Prawdę zdradza Olga Bończyk