Andrzej nienawidził swojej matki. Nie pamiętał czasu, kiedy by go kochała, kiedy by okazywała mu czułość. Odkąd pamiętał, była dla niego zimna i obojętna. Wydawało mu się, że cały świat kręci się wokół jej choroby, a on był tylko nic nieznaczącym balastem.

Miał tylko 17 lat, a już czuł się przytłoczony obowiązkiem opiekowania się schorowaną matką. Ojciec zmarł kilka lat wcześniej, zostawiając ich samych. Andrzej nie miał rodzeństwa, więc cała odpowiedzialność spadła na jego młode barki.

Wstydził się swojej matki. Wstydził się jej siwizny, zmarszczek i drżących rąk. Wstydził się, gdy zabierał ją do lekarza, gdy pomagał jej w ubieraniu się, gdy karmił ją zupą. Czuł, że to ona jest powodem jego nieszczęścia, że to przez nią nie ma normalnego życia.

Czasem myślał o tym, żeby uciec z domu, zostawić ją samą na pastwę losu. Ale sumienie mu na to nie pozwalało. Był przecież jej synem, jedyną osobą, na której mogła liczyć.

Pewnego dnia Andrzej wrócił ze szkoły i zastał matkę leżącą na podłodze. Była nieprzytomna. Wezwał pogotowie, ale było już za późno. Matka zmarła.

Andrzej poczuł ulgę. Był wolny. Już nie musiał się nią opiekować, nie musiał się jej wstydzić. Ale jednocześnie czuł pustkę i smutek. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że kochał matkę, mimo wszystko.

Po jej śmierci Andrzej zaczął chodzić na terapię. Pracował nad swoim gniewem i poczuciem winy. Stopniowo uczył się żyć bez matki, uczył się kochać i być kochanym.

Po kilku latach Andrzej poznał dziewczynę. Zakochali się i wzięli ślub. Urodziła im się córka. Andrzej był szczęśliwym ojcem i mężem.

Czasem, gdy patrzył na swoją śpiącą córkę, myślał o swojej matce. Żałował, że nie może jej pokazać wnuczki, że nie może jej powiedzieć, jak bardzo ją kocha.

Ale wiedział, że matka jest z niego dumna. Wiedział, że patrzy na niego z góry i uśmiecha się.

Jak informował portal "Życie News": Zatrważające wyznanie pielęgniarki. Co czują umierający

Przypomnij sobie: Z życia wzięte. Mam 60 lat. Jestem całkowicie sama. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że tak będzie wyglądać moja starość